Od początku

Wczoraj miałam lekkie załamanie nerwowe. Nie chciałam ciąglę biadolić o swoich potknięciach, ale to mój blog i mogę pisać co mi się podoba, zwłaszcza, że i tak prawie nikt go nie czyta.

Po pamiętnym upadku, kiedy mój mąż zdecydował się na moją dietę, zebrałam się w sobie i zaczęłam stosować się do zaleceń Chef AJ.

W skrócie, dieta ta, oprócz tego że wyklucza wszystkie produkty zwierzęce, przetworzone jedzenie, w tym mąkę, wyklucza również orzechy, pestki i suszone owoce. Zważyłam się, zmierzyłam i stwierdziłam, że sprawdzę czy to zadziała za dwa tygodnie.

Bez owijania w bawełnę - przytyłam 1 kg. Mimo biegania 5 razy w tygodniu, mimo niejedzenia mąki ani orzechów - przytyłam. Swoją frustrację wyraziłam w grupie na fejsbuku, gdzie Chef AJ udziela się i...ona we własnej osobie odpisała mi. Zapytała mnie o mój jadłospis, więc wysłałam jej kilka dni z mojego dziennika kalorii myfitnesspal na co ta zapytała, czy czytałam jej książkę, bo to co jej wysłałam zupełnie nie pokrywa się z tym co ona zaleca.

Przykładowo: jej zaleceniem jest 400 gram warzyw nieskrobiowych na śniadanie. Moją interpretacją było zielone smoothie z 3 liści jarmużu, 2 bananów i gruszki. Poza tym jej dieta jest "oparta na skrobii", moja "oparta na owocach i ziarnach" (ryż, owies). Mogłam się tylko z siebie śmiać, gdyby nie to, że mam wrażenie, że znowu kręcę się wokół własnej osi i ze słodyczy przerzuciłam się po prostu na owoce. Uwielbiam słodki smak i uwielbiam uczucie pełnego żołądka. Mimo niższej podaży kalorii niż przy typowej diecie wegańskiej, która nie zabrania kalorycznych orzechów - przytyłam.

Efekt? Mimo mówienia sobie, że nic się nie stało, że jednak muszę zmniejszyć ilość owoców i iść dalej - wkurwiłam się i objadłam masłem orzechowym z owocami suszonymi (oczywiście coś co miałam dotąd zabronione). Potem z pełnym brzuchem i głową pełną wyrzutów sumienia poszłam do pracy, gdzie ledwo mogłam się skupić, nie mówiąc już o wykazaniu jakiegokolwiek entuzjazmu, jakbym wciągnęła jakieś prochy, a nie zdrowe przecież wegańskie jedzenie. Kiedy przestanę siebie oszukiwać? Kiedy objadanie się nie będzie dla mnie pociągające ze względu na okropne jego konsekwencje?

Dnia następnego, czyli dziś - mierzyłam się z wieloma demonami i pokusami zjedzenia czegokolwiek słodkiego w ogromnej ilości. OK, rozumiem, 20 lat temu słodycze mnie uspokajały i jako dziecko radziłam sobie z codziennością obżerając się, ale nie jestem już dzieckiem. Kiedy mój wewnętrzny dorosły człowiek przejmie nade mną kontrolę?!

Dziś tę walkę wygrałam. Wyżaliłam się mężowi, który po raz pięćsetny wysłuchał jak moja dieta nie działa i jak czuję się tym wszystkim zmęczona i mam ochotę się poddać. Dziś też postanowiłam bardziej dzielić się na blogu ze swoimi emocjami. Swoje już wiem, nie muszę się dodatkowo doedukowywać, chcę trochę zmienić treść jaką słucham w drodze i z pracy oraz podczas biegania, czyli z audiobooków i podcastów o diecie roślinnej chcę słuchać po prostu normalne książki, żeby przestać tak obsesyjnie myśleć o jedzeniu. Ciekawa jestem czy to jest w ogóle możliwe. Czy da się tak diametralnie zmienić obiekt skupienia z jednego tematu w coś innego?

Zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ciężko jest odpuścić

Dieta ziemniaczana dalej mnie kusi. Nie wiem czemu ciągnie mnie do takich ekstremalnych rozwiązań. Może to moje ego, a może to moja wewnętrz...