Czwarty tydzień, czyli...poddaję się

Po miesiącu diety roślinnej i schudnięciu niecałych dwóch kilogramów stwierdzam, że lepiej dla mojego zdrowia psychicznego jeśli przestanę starać się schudnąc i po prostu skupię się na zdrowiu. To oznacza, że nie będę raportować co tydzień moich pomiarów, a raz w miesiącu napiszę o ewentualnych zmianach w ogólnym samopoczuciu.

W swoim życiu przeszłam wiele diet odchudzających. Już jako 13-latka pojechałam na obóz odchudzający, gdzie serwowano nam niskokaloryczną dietę połączoną z ćwiczeniami. Potem były różne głodówki, aż do diety Montignaca, która była chyba najzdrowszym dla mnie dotąd systemem. Poznałam wartość nieprzetworzonego jedzenia, nauczyłam się jeść fasolę i soczewicę, zaczęłam czytać skład produktów i unikać cukru. Zaczęłam jeść na śniadanie płatki owsiane, które stały się dla mnie synonimem dobrze rozpoczętego dnia. Dowiedziałam się też, że nie muszę ograniczać jedzenia i głodować, żeby schudnąć. Chudłam dosyć szybko (ok. 3-4 kilogramy miesięcznie) nawet podchudząc bardzo liberalnie do diety (jadłam np. zabronione w fazie odchudzania orzechy, a nawet piłam kawę z bitą śmietaną, nie mówiąc już o pochłanianych deserach ze śmietany i czekolady gorzkiej). Byłam zachwycona, aż do momentu kiedy waga stanęła w okolicy 80 kilogramów. Niestety zaprzepaściłam wszystko i za sprawą słodyczy i białego pieczywa waga skoczyła w górę.


Montignac wiele mnie nauczył, ale i też rozpuścił. Będąc na diecie Gacy byłam wściekła, że chodząc cały czas głodna po mikroskopijnych posiłkach chudłam nawet wolniej niż na mogę-wszystko-diecie-Montignaca. Cały czas myślałam tylko, że ta dieta jest bez bezsensu, do tego nie jest najzdrowsza na świecie. Mimo to, przez 8 miesięcy głodowałam na niej, bo ich system motywacyjny jest niezwykle skuteczny. W końcu, dokładnie rok temu, rzuciłam ją.

Długo wypierałam myśl, że popełniłam wielkie głupstwo nawet ją rozpoczynając. Myślałam, że mój organizm jest kuloodporny, a psychika i samozaparcie mocne jak wiking. Po roku szarpaniny i nieudanej półrocznej terapii z dietetykiem, wywieszam białą flagę ogłaszając, że mój metabolizm jest do dupy i nie da się go naprawić w miesiąc, o ile w ogóle.


W 2016 roku the New York Times Magazine opublikował artykuł na temat uczestników popularnego w Stanach reality show the Biggest Loser, gdzie nieraz ekstremalnie otyli ludzie na oczach widzów jedli prawie nic i trenowali po 6-8 godzin dziennie, by skrajnie niedożywieni pod koniec programu odebrać nagrodę za największą ilość zrzuconych kilogramów (rekordzista zrzucił niemal 110 kilogramów w siedem miesięcy). Badacze dotarli do byłych uczestników programu i odkryli, że wszyscy natychmiast przytyli, większość wróciła do swojej starej wagi, a co niektórzy nawet ją przekroczyli. Co najbardziej szokujące, okazało się, że po zmierzeniu ich metabolizmu, nawet wiele lat po programie i ponownym nabraniu wagi - dziennie ich zapotrzebowanie nadal wynosi kilkadziesiąt (nawet 800!) kalorii mniej niż dla osoby, która nigdy nie przechodziła kuracji odchudzającej. Sami badacze byli zaskoczeni wynikiem, okazało się, że podstawowa przemiana materii po radykalnej diecie nie tylko nie podnosi się wraz z upływem czasu, ale i powoli spada. Żeby dobić, każda nadprogramowa kaloria zostaje zmagazynowana w postaci tłuszczu.


Ironicznie, sama złapałam haczyk po obejrzeniu analogicznego do Biggest Loser programu w Polsce - Fat Killers, gdzie uczestnicy zrzucali dziesiątki kilogramów w bardzo krótkim czasie. Może, gdybym zamiast Gacy zaczęła znowu chociażby dietę Montignaca, a po researchu przeszła na dietę roślinną, dziś cieszyłabym się szczupłą i szczupłą sylwetką...

Nie chcę jednak wracać do objadania się słodyczami, nawet ze względu na samopoczucie i szacunek do siebie. Jestem przekonana, że jedząc tylko rośliny, nawet jeśli oponka zostaje na miejscu, zminimalizuję ryzyko przewlekłych chorób w tym raka, cukrzycy i nadciśnienia. Muszę tylko pogodzić się z tym, że może nigdy nie będę szczupła, chyba że zaczęłabym znowu głodówkę, czego psychicznie bym nie zniosła...

1 komentarz:

  1. Trzymam kciuki ! :) Mi też na pozątku nie było latwo, ale teraz to już jest tak bardzo normalne.

    OdpowiedzUsuń

Ciężko jest odpuścić

Dieta ziemniaczana dalej mnie kusi. Nie wiem czemu ciągnie mnie do takich ekstremalnych rozwiązań. Może to moje ego, a może to moja wewnętrz...